Archiwum kwiecień 2017


kwi 27 2017 Hemp Gru - Kiedy ojciec opowiadał mi o życiu...
Komentarze: 0

Pamiętacie te czasy jak wasi ojcowie sadzali Was na kolanach i opowiadali jak to było kiedyś i jak jest teraz? Ja pamiętam, przede wszystkim dlatego, że mój ojciec jest bardzo sentymentalnym i prawionym gościem. Wkurza go system i dlatego też stało się tak a nie inaczej, że zapoznał mnie z Hemp Gru.
Synu, poznaj warszawskich raperów z ulicy, którzy szczerze Ci opowiedzą co jest problemem i co gryzie mnie i innych dobrych ludzi. I tak mijały lata, od „Klucza” zagłębiałem się w twórczość Hemp Gru, poznawał ich podwórkowy styl, antysystemowe podejście i szczerość. Potem była „Lojalność”, była też „Jedność”, ale nie zabrakło również „Braterstwa”. Dzięki nim poznałem lojalnych kumpli, złapałem świetny kontakt z ojcem, razem jeździliśmy nawet na koncerty Hemp Gru. Myślę, że jak kiedyś doczekam syna to też wychowam go na tych wartościach jakie przekazał mi ojciec i tak samo jak on zapoznam go z twórczością warszawskiego składu Wilka i Bilona. Będę wtedy dumnym ojcem i nie zarzucę sobie, że nie pokazałem chłopakowi co w życiu ważne.  


kwi 26 2017 New Bad Linenowa paka z łachami
Komentarze: 0

Siema, nie wiem, czy u Was po świętach ta sama porażka co u mnie… Zamówiłem od groma ciuchów, a dziś się martwię czy w nie wlezę. W ogóle patrzę za okno, a tam śnieg, rozumiecie?! Wiosna dawno zawitała, a ja wyjąłem z szafy kurtkę zimową, bo nie da  się żyć. Porażka straszna. Dobra, wracając do ciuchów, zamówiłeś rzeczy od New Bad Line, standardowo, bo wiem, że inwestuję w jakość. Wpadła granatowa bluza z kapturem, okulary przeciwsłoneczne z filtrem UV (ciekawe, przed czym będą mnie chronić, bo patrząc na ten śnieg, to zaczynam wątpić w słońce), zamówiłem też dwie pary spodni i czapkę.
Kurde, muszę przyznać, że New Bad Line to moja ulubiona firma. Już od dość dawna zamawiam ciuchy tej marki i nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa o nich. Wszystko cacy, bluzy ciepłe, nadruki trwałe, spodnie wygodne. Płacisz nie tylko za jakość, ale też styl, przecież spoko Jaggerów teraz to ze świecą trzeba szukać, żeby nie były za obcisłe, albo na dwa wyjścia… Moja dziewczyna też nie narzeka, mogłaby być testerką bluz w kwestii grzewczej. Jako największy zmarzluch na ziemi daje im 10/10 za ciepło jakie zapewniają bluzy New Bad Line. Także, zestaw na wiosnę przyszedł, szkoda, że wiosna gubi drogę co chwilę.


kwi 24 2017 Pih aż do znudzenia
Komentarze: 0

07cd260af04241fe517c36ffff509216.jpg Ile razy zdarzyło Wam się oglądać pijanych artystów na scenie? Mi wielokrotnie, ale to już czasami robi się nudne. Czekasz na koncert, wychodzi nawalony jegomość i całą zabawę bierze w łeb… Chociaż wyczyn Piha z 2011 roku na Kempie nie był chyba aż tak tragiczny. Przynajmniej nie ten.
Stałem pod sceną i słuchałem jak się tłumaczy, że problemem wcale nie był alkohol, czyżby? Może i nie, bo był w stanie nakłonić nas do wspólnego „Ty moja mordo, mordo”. Z resztą, koncert się odbył i nie był zły, właściwie bawiłem się dobrze. Jednakże chciałem wspomnieć sytuację, kiedy Pih przegiął, a było to w grudniu 2014 roku. Zapewne każdy śledzący fan rapu wie o czym mowa, a mianowicie o koncercie urodzinowym DJ-a Black Belt Grega i Phunkilla w niePowiem. Rozumiem niechęć Piha do nowego pokolenia twórców hip-hopu, do nowego flow, nowego stylu ale nie przesadzajmy, umiar w krytyce trzeba mieć. Po cholerę się wbijać na scenę i ostentacyjnie drzeć japę, że to nie jest hip hop? Tego nie mogłem przeboleć i mimo że lubię jego twórczość, posiadam całą kolekcję płyt, z takimi klasykami jak: „Kwiaty Zła”, „Dowód Rzeczowy” czy „Kino Nocne”, to takie popisy nie są mi w smak. Sory Pih, ale czasem trzeba zachować się jak na dorosłego faceta przystało a nie odstawiać takie szopki.


skatestyl : : pih  
kwi 14 2017 Wielkie joł, wielka zmiana
Komentarze: 0

Jak człowiek może przejść szybką metamorfozę, inspirując się tylko jedną osobą. Krótka, lakoniczna historia mojego kuzyna, który w przeciągu trzech lat zmienił się z cherlawego techno chłoptasia w grubego fana rapu. Inspiracją dla niego był nie kto inny jak sam Tede. Któregoś słonecznego popołudnia Adrianowi wpadła w ręce płyta „S.P.O.R.T.” i tak do dziś dzień w dzień, od rana do nocy zza szyb jego auta, w który de facto spędza 90% swojego życia, dochodzą dźwięki z krążków rapera. Kiedy wybadaliśmy ze znajomymi, jak bardzo młody zafascynował się jego twórczością, postanowiliśmy kupić mu na urodziny, jego wtedy najnowszą płytę, „Nastukafszy...”.
Słuchał jej dzień i noc, dosłownie. Wtedy też rozpoczęła się jego metamorfoza. Adrian uzupełnił swoją kolekcję we wszystkie brakujące płyty, jakie Tede kiedykolwiek wydał, zmienił styl, z wąskich spodni, na baggy, z koszulek na za duże bluzy, co więcej, życie zaczął spędzać na wożeniu się golfem po mieście, słuchając na tubach „Żyję Spox!”. Wszyscy go kojarzyli, z biegiem czasu zaczął nabierać też na wadze, jako prawdziwy fan chyba naprawdę chciał stać się jego najwierniejszym fanem… Jeździł na jego wszystkie koncerty w zasięgu 200 km. Od 3 lat, dosłownie w każde wakacje jedzie do Mielna, po co? Bo Tede ma wtedy urodziny. I tak ta cała sielanka trwa w najlepsze. Z jednej strony to trochę przerażające, ale z drugiej, fajnie widzieć, że artyści mają rzeczywiście prawdziwych fanów, którzy za nimi pojadą nawet na koniec Polski, słuchając po drodze, w przypadku mojego kuzyna, „Paffistotedes”.


skatestyl : :